piątek, 7 maja 2010

Czy czegoś w swoim życiu żałuje? Co dla niego jest męskie? Dlaczego woli Zauchę od Niemena? – oraz na wiele innych pytań odpowiedział Ewie Gerbatowskiej Sławek Uniatowski.

Ewa Gerbatowska: Jakiego pytania nikt ci nie zadał, a powinien?

Sławek Uniatowski: Z reguły ludzie pytają o wiele rzeczy. O dziewczyny…a nie o muzykę.
Jeżeli mam być znany to jedynie z tego, że istnieję w branży muzycznej.

Zatem zacznijmy od muzyki. Mówisz o sobie, że grasz smooth jazz, smooth pop. To jeden z wielu podgatunków jazzu, który charakteryzuje się dużą dowolnością interpretacyjną, aranżacją oraz tendencją do improwizacji. Kochasz jazz…

Zawsze lubiłem jazz, ale nie jestem stricte jazzmanem, bo nie jestem ani Możdżerem ani Hołownią.
Jazz to jest określenie, które zawiera w sobie mnóstwo tematów.Są gatunki jazzu, które nawet nie brzmią jak jazz. Ja mam swój własny klimat. Mam w sobie melancholijność. Lubię nostalgiczną muzykę.
Najbardziej wiarygodnymi emocjami w życiu człowieka są łzy. Śmiać się każdy potrafi. Kocham muzykę, która wywołuje dreszcze. Uwielbiam wzruszać ludzi.

Według niektórych muzykologów jazz jest raczej formą interpretacji niż stylem muzycznym.
James Lincoln Collier wyróżnia trzy podstawowe atrybuty jazzu: swing- jego istotną funkcję ekstatyczną i kod indywidualny.Jaki jest twój kod, dzięki któremu możemy zidentyfikować ciebie jako wykonawcę?

Jestem sobą i poprzez muzykę wyrażam swoje emocje… Jestem po prostu Sławkiem Uniatowskim.

Myśląc o swojej grze masz na myśli jeden z podstawowych instrumentów, czyli fortepian? Upodobałeś go sobie najbardziej?

Kocham fortepian, gitarę, ale najbardziej uwielbiam śpiewać z big bandem. To brzmi fantastycznie, amerykańsko.

Jesteś młody, ale czy żałujesz czegoś? Pomyślałeś kiedyś, że gdybym zrobił to i to, to by wszystko potoczyłoby się inaczej.

Pewnie, że tak. Każdy z nas żałuje jakiejś decyzji. Generalnie jest ok., ale gdybym startował w programie „Idol” 5 lat wcześniej, to wszystko prawdopodobnie wyglądałoby inaczej.

Czyli w programie „Big Rother” nie wziąłbyś udziału?

Zdecydowanie nie. Jestem muzykiem. Miałem propozycję wzięcia udziału w wielu programach typu reality show np. „Gwiazdy tańczą na lodzie”. Mnie to nie interesuje. Jeżeli ktoś idzie do programu typu Idol, to chce pokazać, że potrafi śpiewać. I trzeba widzieć tę różnicę między programami typu „Big Rother” a „Idol”.

Zająłeś drugie miejsce w IV edycji Idola. Zmieniłeś w nim swój wizerunek. W jednym z wywiadów ktoś nawet zapytał cię, czy zrobiłeś sobie trwałą.

Kręcone włosy mam z natury. Styliści mi je prostowali.

Wygrał Maciek Silski …

To dobrze, że tak właśnie się stało. Ja miałem wówczas 21 lat, on 28. Nadal by pewnie siedział w Szczecinie. Teraz nagrywa drugą płytę. Ma naprawdę fajny głos. Maciek nie jest tylko rokowym wokalistą. Jest uniwersalny. Najlepsi wokaliści są uniwersalni. Taki jest np. Andrzej Lampert. W 2007 roku w Opolu każdą zwrotkę „Anny Marii” zaśpiewał inaczej i zrobił to fantastycznie. W muzyce nie ma półśrodków. Albo robi się coś bardzo dobrze, albo wcale.

Współpracowałeś z wieloma osobami…

Z wieloma muzykami z Polski, ale i osobami ze Stanów takimi jak: Matt Noble, Keith Brown, Jud Friedman, który napisał piosenkę „Run tu you” do filmu Bodyguard. Powstała też piosenka „Stay” w współpracy z Brianem Allanem i Stevem Dorff’em.
Wiesz, tych osób można wymienić wiele, bo jak jest się już w branży muzycznej, to wcześniej czy później trafia się na odpowiednich ludzi i wówczas w sposób naturalny zaczyna się współpracę.

Lubisz filmy o gangsterach. Ja zresztą też.

Poza muzyką najbardziej cenię kinematografię. Filmy Giuseppe Tornatore, Woody Allena, starsze dzieła Spielberga, Zemeckisa etc. To są moje klimaty.
Zawsze marzyłem, aby pisać muzykę filmową. Uwielbiam Morricone, Williamsa, Desplata, Tiersena i wielu innych genialnych kompozytorów muzyki filmowej.

Nagrałeś piosenkę do filmu na podstawie powieści Katarzyny Grocholi.

Pewne radio, bardzo znane stwierdziło, iż piosenka nie może trwać dłużej niż 3.20 min. i wycięto z niej najlepszą część, tak zwany brigde…Bardzo tego żałuję. Boli mnie, że nie mogę wydać tego, co mi się najbardziej podoba.
Teraz mam swój zespół Uniatowski Project i jestem zadowolony, bo gram własną muzykę. Niebawem nasz koncert w Toruniu.

Miejsce w Toruniu, które kochasz?

Ogólnie lubię Starówkę. Jak kiedyś wracałem po kilkunastu tygodniach do Torunia, to przejeżdżając przez most Piłsudskiego robiło mi się ciepło na sercu. Jest to dla mnie zawsze wzruszające po długim wyjeździe. Przypominają się lata dzieciństwa...
A jeżeli chodzi o klub w Toruniu, to zdecydowanie eNeRDe. Tam mam swoich przyjaciół. Doskonale ich rozumiem, bo też mają swoje aspiracje i próbują ten swój artyzm pokazać.
Kilka dni temu puszczałem nawet tam swoją ulubioną muzykę. Tam czuję się jak u siebie w domu.

Zatem cieszysz się, że lokal nie został zamknięty.

Ten klub jest dla mnie bardzo ważny. Dzwoniłem do wielu znajomych redaktorów ze stolicy, aby o nim pisali.

Kiedy mężczyzna według ciebie jest męski? ( śmiech)

Facet najbardziej jest męski, kiedy jest spełniony. Kiedy potrafi szczerze kochać. Ja poczuję się naprawdę męski, kiedy wydam swoją płytę, którą sobie wymarzyłem.

W jednym ze swoich programów Kuba Wojewódzki powiedział, że nie jesteś ładny, bo nie jesteś do niego podobny. Maryla Rodowicz, że jesteś zdolny, wysoki, utalentowany. Jak wspominasz współpracę z Marylą?

Nie oglądam tego programu, a Marylka jest cudowną, nowoczesną kobietą. Chcę mieć kiedyś ponad sześćdziesiąt lat i szaleć z gitarą na scenie tak jak ona.

Czasami wiele zależy w naszym życiu od tego, kogo spotykamy na swojej drodze. Kto w Toruniu miał największy wpływ na ciebie?

Dla mnie najważniejszą osobą w Toruniu był Grzegorz Ciechowski.
Pamiętam jak w dniu, kiedy był operowany wróciłem nad ranem do domu. Nagle w radiu usłyszałem wiadomość, że zmarł. Wkurzyłem się niesamowicie. Kopnąłem nogą w ścianę. Byłem wściekły. To zdarzenie było po prostu jednym z najbardziej traumatycznych w moim życiu. Grzegorzowi bardzo podobało się to jak śpiewam i gram. Wiem, że gdyby żył, to byśmy wspólnie na pewno coś stworzyli. Nie był genialnym wokalistą, instrumentalistą, ale był dobrym flecistą i wspaniałym poetą i kompozytorem.
Potrafił wzruszać swoimi tekstami, muzyką. Nie ma w Polsce zbyt wielu takich ludzi.

Zatem jakich wokalistów polskich uwielbiasz?

Zdecydowanie Andrzeja Zauchę. Zresztą ja też mam wiele z niego. Tak jak on jestem multiinstrumentalistą, też śpiewam różne gatunki. Niczego się nie boję. Operuję swoim głosem w przeróżnych kierunkach. Czesław Niemen to zupełnie inna bajka. Był niezwykły, ale nie potrafił tak jak Zaucha odnaleźć się w każdym rodzaju muzyki. Andrzej Zaucha to dla mnie najlepszy wokalista w historii polskiej muzyki rozrywkowej.

Na czym ci najbardziej zależy w życiu?

Na takim światełku w tunelu, którym są moi fani. To oni dają mi siłę w tym wszystkim. Aby było jak najwięcej ludzi z duszą i pasją tworzenia.

Śpiewałeś covery w toruńskich klubach?

Grałem prawie wszystko, o co mnie poproszono. Najróżniejsze gatunki od utworów z repertuaru Franka Sinatry po Pink Floyd itd. Zawsze lubiłem grać covery. Zresztą tak wyglądały jeszcze kilka lat temu moje koncerty. Teraz gram swoje utwory i bardzo się w tym spełniam, ale tamte nadal lubię. Piosenki z dzieciństwa wywarły na mnie duży wpływ. Pamiętam nawet zupełnie kiczowate piosenki z lat 80-tych.

Chylińska w wywiadzie u Szymona Majewskiego przyznała się, że kochała Papa Dance. Wstydzisz się tego, czego kiedyś słuchałeś?

Nie. Ja nigdy żadnego badziewia nie słuchałem. Miałem w domu różne kasety italo disco, disco polo etc. ale nigdy ich nie słuchałem.
Pożyczałem od starszego rodzeństwa moich kolegów różne kasety. Gdy miałem 8 lat, moi rówieśnicy słuchali Majki Jeżowskiej, Fasolek, Natalki Kukulskiej, a mnie kręcił Jackson, Floydzi, Queen, Simon & Garfunkel, Oldfield, Vangelis i Beatlesi.

A Papa Dance?

Ma swój urok. Świetny kicz. Przyjemnie tego posłuchać. Papa Dance ma swój urok.
To naprawdę fantastyczni faceci. U Pawła Stasiaka bywałem na urodzinach, które wyprawiane były w warszawskiej Klubokawiarni.
Kombi jest niesamowitym zespołem. Ich teksty nie są najgorsze. Mają na siebie sposób. Co prawda w muzyce panuje obecnie podejście bardziej komercyjne. Nikt już nie pisze piosenek takich jak „Czas nas uczy pogody”, bo „każde pokolenie ma własny czas”.
Muzyka jest pisana z nastawieniem, że ludzie będą do niej tańczyli. Poza tym, piosenka musi mieć odpowiednią długość. Na przykład „Bohemian Rhapsody” dzisiaj nie byłaby hitem, bo ma przeszło sześć minut. Dzisiaj żadna stacja radiowa by jej nie zagrała i to jest straszne. Zresztą żeby jakaś piosenka zaistniała w radiu to trzeba najczęściej oddać 50% swoich praw autorskich. Tak się nie dzieje w żadnym innym cywilizowanym kraju.
                                                       fot. archiwum artysty

                                                     http://orbitorun.pl/poprostuslawek,210,l1.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz