Są książki, które nigdy nie umierają. Są budynki, których nikt nigdy nie wyburzy. Są obrazy, które zawsze w nas zostaną.
I tak we mnie zostanie w pamięci jeden z tych dni, kiedy dziadek zabierał mnie do drukarni i odbierał wypłatę.
Czekałam na niego z niecierpliwością wymachując szczupłymi witkami na wąskiej drewnianej ławeczce po przejściach. Od czasu do czasu spoglądał tylko na mnie znudzony portier w ciemnoniebieskim, spranym służbowym ubraniu.
I po jakimś czasie dziadek wychodził. Miał dla mnie zawsze jakąś książkę. Książkę, która miała być zniszczona…Mam ją do dzisiaj. Ma zdartą okładkę, a w środku tysiąc historii. Głosów i kolorów. To jedna z najważniejszych książek nie tylko dla mnie. To znowu jedna z najważniejszym książek w życiu moich siostrzenic.
I za każdym razem, kiedy ją otwieram przypomina mi się tamta zima. Dziadek otwiera mosiężne drzwiczki od pieca i dorzuca kilka czarnych kostek. Pomarańczowe światełka migają. Kamienie skwierczą.
Otwiera drzwi, które są wyżej i wyciąga dla mnie zapieczone z cukrem ogromne jabłko.
Siada przy stole i zaczyna czytać: Hans Chrystian Andresen „Baśnie”.
Jest drukarnia, w której mój dziadek nadal drukuje.
Najstarsza drukarnia w Bydgoszczy przy Jagiellońskiej 2.
Na Strumykowej 3 w Toruniu jest kino, w którym ktoś nadal wyświetla filmy.
I tylko czasami spacerując po mieście przystaję, bo gdzieś tak w głębi bardzo mnie boli, że nie ma już tej drukarni… Nie ma już tego kina…
Jest Galeria Drukarnia, a co będzie po kinie Orzeł? Nie wiem… Ktoś próbuje wymazać moje wspomnienia.
Ewa Gerbatowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz