środa, 16 maja 2012

Zapach lata.

Adam miał wtedy prawie 30 lat i mieszkał razem z matką. Przez chwilę mieszkał w przestronnym i klimatycznym mieszkaniu z Joanną. Szczupłą, delikatną i lekko zimną blondynką. Przynajmniej tak ją odebrała Ewa, kiedy pierwszy raz spotkała ich ...oboje w


sterylnym, nowo otwartym, największym w mieście hotelu.

Ewa wymykając się na chwilę z tego całego festynu próżności, w jakim musiała kilka razy do roku brać udział, wjechała tylną windą na drugie piętro, gdzie było cicho. Przykleiła się do ściany w południowym skrzydle czterogwiazdkowego Bulwaru i poczuła, że nie pasuje do tego, co było na dole. To nie był jej świat. Walizki z pudrami, głupawe chichoty i żałosne pytania: czy, aby nie jestem za gruba? Przyprawiało ją to o mdłości i bóle głowy.

Ale tamtego popołudnia po raz pierwszy miała odwagę pomyśleć, że chce inaczej. Chciała wbiec schodami na górę, zamknąć się w surowych ścianach jeszcze nie wyremontowanego poddasza, otworzyć okno i popatrzeć na rzekę. Cichą i sinoniebieską. Czasami robiła tak w ciepłe niedziele. Szła nad rzekę. Ignorowała tablicę z napisem „ Zakaz wstępu na teren klubu” i szła przed siebie. Skręcając w lewo i zerkając na zachodnią ścianę noclegowni, za którą wylegiwały się różnej maści dachowce. Zazwyczaj spały i najdrobniejszy zgrzyt piasku pod butami sprawiał, że chowały się pod szalupami zielono-niebieskich obdrapanych kajaków. Przez chwilę przykucała, i wołała je do siebie. Mniejsze czasami podbiegały, ale pół metra przed nią nawracały. Ewa wstawała i szła dalej. Schodziła w dół i siadała na piasku. Patrzyła zachwycona jak słońce odbija się w lustrze wody. Jak tafla lśni, pochłania ciepłe promienie.

Jak po prostu płynie. Przed siebie. Nie to, co ona. Patrzyła na drugi brzeg Wisły. Przesypywała piasek w dłoni i chwilami nie myślała. Nie myślała o niczym.

Za maską podkładu, jaki miała na twarzy była schowana i zastraszona dziewczyna, która miała ochotę zasnąć na tydzień w jednym z czterech apartamentów na przedostatnim piętrze hotelu i obudzić się dopiero wieczorem. Zadzwonić po najdroższą kolację. Poczekać, aż obsługa zostawi ją przy drzwiach i cicho bez pośpiechu, co musiała robić od kilkunastu miesięcy, przeżuć delikatne, mięsiste krewetki z rozpływającym się masłem na ciepłych jeszcze tostach. Wypić ogromną dawkę mocno spienionego cappuccino i zastanowić się, co dalej?

Tego dnia tego nie zrobiła.

Ta chwila trwała 4 minuty. Jej wydawało się, że minęło pięćdziesiąt.

Ocknęła się, kiedy usłyszała dźwięk otwierających się drzwi sąsiedniej windy i zobaczyła wydostającą się z całym ekwipunkiem podstarzałą pokojówkę.

Kobieta spojrzała na nią lekko zdziwiona, a ona poczuła się zmieszana.

Odwróciła się szybko i nie czekając na kolejne jej spojrzeniea zbiegła schodami na dół.

Udała, że była w łazience. Zresztą może nawet nikt nie zauważył, że przez chwilę jej nie było. Przeszła szybkim krokiem pomiędzy hokerami z gwiazdami, ocierając się o jego wzrok. Adam siedział obok Joanny. Nie rozmawiali ze sobą. Ona siedziała na białej skórzanej, półokrągłej kanapie, która mieściła się w samym końcu przestronnego holu trochę jak za karę, znudzona, ze spuszczoną głową. Nie miała ochoty zerkać nawet przez szklaną rozetę na suficie i patrzeć na granatowe już niebo.

Zdradziła Adama po pół roku. Zakochała się w rockowym gitarzyście, o czym szybko bez zbędnych wstępów oznajmiła połykając kolejny gorący kawałek pizzy. Przez kilkanaście dni, zanim oboje zrezygnowali z wynajmowanego mieszkania kochała się bez żenady w drugiej sypialni obok. Adam przeważnie wypijał jednego drinka za dużo i zasypiał. Spał mocno uwolniony od jej jęków i odgłosów jej nowego adoratora.

Rano, zmuszony do przebywania we wspólnej kuchni patrzył na jej szelmowski uśmiech, duże błyszczące oczy i czuł wszędzie jej zapach zmieszany ze świeżo zmielona kawą.

Adamowi posypało się chwilowo wszystko, bo nie tylko razem mieszkali. Pracowali w firmie jej ojca za miastem i każdego dnia jeździli jej czerwonym autem, które dostała od niego na swoje 21 urodziny.

Adam czując jej zapach przy porannej kawie i wieczorami wchodząc do wspólnej łazienki, z której korzystali już we troje, przypominał sobie chwile, gdy byli jeszcze razem sami w firmie i kochali się szaleńczo przy lekko uchylonych drzwiach od toalety nasłuchując, czy nikt nie wchodzi do firmy. Bywały dni, kiedy szli na całość nie bacząc, czy ktoś wejdzie do firmy i Joanna siadała mu na kolana bez majtek i rozkoszowała się władzą nad nim. On zawsze miał ochotę na seks, a ona uwielbiała jego zapach i jego członka. I ten dreszcz emocji, że ktoś zaraz wejdzie.

Była w ich mieszkaniu tylko raz, przez chwilę i trochę przez przypadek. Mieszkanie było takie, o jakim marzyła. Tylko klatka schodowa była nie najciekawsza, jak to w starej kamienicy. Brudna, z krętymi schodami na górę po przejściach i lekkim zapachem wilgoci.

Kiedyś oglądała podobne mieszkanie, kilka ulic dalej. Siedząc w pustym mieszkaniu przy ul. Jęczmiennej była cholernie podekscytowana i czuła, że może być w nim szczęśliwa, z tym, który otworzył jej drzwi.





Adam był najważniejszym facetem w jej życiu. Nie kochała go, ale nie potrafiła o nim zapomnieć ani od niego uciec. Był dla niej jak czekolada. Dodawał jej kilogramów, ale sprawiał, że chwilami czuła się, tak jak chciała. Szczęśliwa.

Wracał do niej, a ona do niego jak bumerang. Chociaż może nie do końca, bo nigdy nie dzwonili do siebie. Nie umawiali się ani na kawę ani na nocnego drinka. Po prostu kilka razy w życiu wpadali na siebie.

Ewa Gerbatowska

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz