czwartek, 9 września 2010

Wieczorne co nieco...

Jest czwartek, 21:24 zatem powinnam Wam wszystkim powiedzieć dobry wieczór, ale być może znowu odejdę od monitora i nie zamieszczę tego tekstu. Tych kilku słów, które cisną mi się na usta i myśli, które kłębią się we mnie gdzieś w środku.

Czasami otwieram kolejny plik i zapisuję, to, o czym myślę, o czym marzę lub to, co mnie po prostu boli. Ale i nie tylko, bo na szczęście coraz więcej rzeczy mnie cieszy i śmieszy. I nie ma w tym żadnej ironii, wiec nie jest chyba ze mną najgorzej.

Gdybym opisywała swoje historie z mężczyznami, to pewnie znalazłby się ktoś chętny żeby nakręcić o tym film. Jaki? - nie ważne ( śmiech). Pewnie byłaby to jakaś mieszanka „Ojca chrzestnego” i przygód Carrie Bradshaw z „Seksu w wielkim Mieście”. Jestem taką mieszanką Ani z Zielonego wzgórza, Magdy M, Carrie Bradshow i Charlotte York .Mam nawet swojego Biga. Niektóre z Was zapewne również. Jest w moim wieku. Chodziliśmy do tej samej klasy w szkole podstawowej. Spotkaliśmy się po latach. Alejandro - tak go nazwijmy jest boski. Mogłabym codziennie przynosić mu śniadanie do łóżka i jak niewolnica w pokłonie delikatnie go budzić mówiąc: dzień dobry mój Panie wstał nowy dzień, cóż mogę dla ciebie dziś zrobić…? Poniosło mnie. Omg….(śmiech). Ale tak jest zawsze, kiedy o nim pomyślę. Takich mężczyzn już dzisiaj prawie nie ma. Pewnie zastanawiacie się, jaki on jest? Już odpowiadam. Przede wszystkim jest niemożliwym dżentelmenem. Od 15 lat uprawia wschodnie sztuki walki- czyt. jest wysportowany. Ale co najważniejsze – jest opanowany, ciepły i inteligentny. Kilka miesięcy temu kogoś poznał. W pierwszej chwili pomyślałam sobie….o kurcze, szkoda…A po chwili – fajnie, że i tacy faceci trafiają się kobietom.

Ale… gdzie ci mężczyźni? – jak śpiewała Danusia Rin. Hmm…

Mam nadzieję, że w końcu trafię na Kogoś… No właśnie… Teraz nawet ciężko mi tego Kogoś opisać. Nie mam szmaragdowozielonego pojęcia, czy w ogóle taki Ktoś istnieje, ale na dnie serca tli się jeszcze ogień. Żar tego, co przede mną.

Jeżdżąc do pracy widuję codziennie w autobusie starszego mężczyznę, który ma oczy, jak…Mario. Ale nie tego, z którym pojechałam do Hanzaparku z ekipą Randki w ciemno. Tego Maria, na którego zaczęłam mówić Srario, żeby mi wreszcie przeszło. I po pół roku przeszło. Chociaż nie mogę o nim zapomnieć, bo był … Ech… nie ważne. Był i tyle.

I znowu się rozpisałam, a chciałam dzisiaj napisać właśnie o pisaniu, bo zastanawiam się czasami, dlaczego to robię? I zapewne nie tylko ja. W ostatnim felietonie Coelho przeczytałam, że kiedy pióro kreśli słowa na papierze, znika nasz strach i pozostaje szczęście. Ale aby to się stało musimy mieć odwagę, by wejrzeć w głąb siebie i ujawnić, to, co piszemy całemu światu. Jeszcze większej odwagi wymaga uświadomienie sobie, że to, co piszemy mogłoby być pewnego dnia przez kogoś przeczytane. Podobno…

A jeśli jest to coś intymnego? Nie martw się- dodaje Paulo, bo już tysiące lat temu Salomon napisał „ „ Cóż to jest, co było? To samo, co się stanie. Nie ma nic nowego pod słońcem”. Tak samo jak kiedyś boimy się i śmiejemy. Tak samo płaczemy i tak samo parskamy ze śmiechu.

Argentyński pisarz i poeta - Jorge Luis Borgis powiedział kiedyś, że istnieją tylko cztery historie do opowiedzenia:

1. historia miłosna o dwojgu ludziach,

2. historia miłosna o trojgu ludziach

3. walka o władzę

4. podróż.

Każda z nas ma do opowiedzenia jakąś historię.

Pisanie jak mawia Coelho – jeden z moich mistrzów to akt odwagi. O miłości dwojga ludzi potrafiłabym już coś napisać. O miłości trojga ludzi widziałam kilka filmów. Walka o władzę przyprawia mnie ostatnio o mdłości.

A jeżeli chodzi o podróż…to leży przede mną „ Nieprzerwana podróż Rafał Ł.” – syna mojego Profesora, który …wie już wszystko. Bóg niestety znowu spał - szepce cicho i ze spokojem Edelmann. Czasami trudno coś zrozumieć. Czasami nigdy czegoś nie zrozumiemy. Tu na ziemi.

Wyznaczyłam sobie pewnie cele w życiu. Pewnie jak każda z Was. Życie każdej z nas jest niezwykłą podróżą.

Trochę się zamyśliłam….Nie będę pisała kolejnego pamiętnika jak B. Johnes. Mamy też Carrie.

A ja jestem Ewą. 33 letnią kobietą, która nie koniecznie życzy Wam szczęścia u boku niesamowitych mężczyzn. Życzy wam niesamowitej podróży u boku fantastycznych ludzi. I kobiet i mężczyzn. Życzy Wam miejsca w sercach szlachetnych i dobrych ludzi. Szerokiej drogi już czas jak śpiew Rynio. Nie każda z nas ma nawigację, dzięki której szybko i najprostszą drogą trafi do celu, ale każda z nas ma mapę…I być może tak jak ja jak trzeba skręcić w prawo, skręca w lewo. Być może tak jaj ja nie dojedzie do celu. Czasami ważniejsza niż cel jest sama droga do niego.

I udało się jakoś dobrnać do końca.

Dobrej nocy

Ewa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz