piątek, 6 listopada 2009

Cztery wesela i pogrzeb.

Dlaczego zaczęłam od niego? Bo ostatnio ten film wpadł mi ponowie w ręce. Zresztą za kilka dni też idę na wesele. Kolejne wesele. Jeżeli miałabym sama napisać podobny scenariusz to zatytułowałabym go Cztery pogrzeby i jedno wesele. Dlaczego? Bo w moim życiu było więcej pogrzebów niż wesel. Więcej czerni niż kolorów. Ale i tak czekam na to jedno, jedyne wesele. Moje wesele bez 200 gości i bez typowego dla tej uroczystości patosu.


Czy ty…bierzesz sobie tę oto Ewę za żonę? Brzmi to już coraz prawdopodobniej w moich uszach. I dobrze! Z roku na rok mam w sobie, dzięki Bogu coraz więcej kolorów.

Który zjazd - pyta Charles ekscentryczną Scarlet? No właśnie, który? Czy zastanawiacie się czasami gdzie skręcić? Jaką wybrać w życiu drogę? Czy planujecie swoją podróż, czy wolicie żeby ktoś ją wam zaplanował? Przestawił jak w biurze podróży i zrobił czarno-białe ksero jej planu z krzyczącego kolorowego katalogu?
Zaraz, zaraz, ale czy wycieczka to od razu podróż? Hm…Czasami to przystanek. Pewien etap w życiu, kiedy mówimy sobie albo komuś dość. Kiedy, podchodzimy do kierowcy autobusu i mówimy: proszę się zatrzymać. Chcę wysiąść. Kiedy czujecie, że nie pasujecie do danego miejsce, albo to właśnie ono nie pasuje do was.
Czy podróże czynią z was niewolników dokonanego wyboru, czy kształtują w was buntowników? Podróżnych, którzy nie przyjmują wszystkiego z pełną aprobatą i pokorą?

Niektórzy was mają już pewnie ten etap za sobą.
Wszyscy goście siedzą już w kościele. Stoicie i mówicie sobie -do dzieła. Do boju? Czy myślicie sobie chcę to zrobić? Chcę zrobić to na pewno, bo ją kocham, bo kocham jego i dziękujecie Bogu.
Czasami się zastanawiam, co czuje Ona i On stojąc naprzeciwko siebie. W co wierzą? Ona i On…

-Jaka śliczna- mówi Scarlet na wchodzącą do kaplicy pannę młodą.
Wygląda jak wielka beza-odpowiada złośliwie i zimno zakochana od lat w Charlesie Fiona. Jakie to dla nas kobiet niestety typowe.

Ona wychodzi z kościoła. Co prawda nie da się jej nie zauważyć przez ten ogromny rondel na głowie- No Ewa, daruj sobie tą ironię. Przecież ma piękny stylowy kapelusz. I jego wzrok zatrzymuje się na niej. Kurcze, jakie to jest niesamowite. Zbędna jest analiza mowy ciała. Spotykają się dwie osoby. Kobieta i mężczyzna. Ona i On. On patrzy na Nią. Ona na Niego. I ma miejsce coś nieziemskiego. Kurcze, coś kosmicznego.
Ostatnio poznałam mężczyznę. Był kilka lat w zakonie i chciał zostać księdzem. Wszystko jednak potoczyło się inaczej. A ja żeby było śmieszniej to chciałam zostać, co prawda nie siostrą zakonną, ale misjonarką.
On nie lubi ślubów. Zastanawiam się, dlaczego? Hmm… Zresztą nie ważne. Cieszę się, że nie został osobą duchowną. Nie chcę żeby jego najważniejszą życiową rolą była rola księdza. Nie chcę żeby stał w kościele przed Nią i Nim. Ubrany na czarno w habicie. Chcę żeby przy nim stała Ona. Widzę go w smokingu, po drugiej stronie. I Ona stoi obok Niego! Dobrze, że czasami ktoś za nas pisze scenariusz. Scenariusz. W którym jest więcej barw. Więcej kolorów.


Kilka dni temu na płacąc za kurs, poprawiając w lusterku różowe puchate uszy pożaliłam się kierowcy z lekką zgryzotą w sercu : biegam od kilku lat na te wieczory panieńskie i nie wiem, czy sama będę miała przyjemność zaprosić kiedyś kogokolwiek na swój? Taksówkarz spojrzał na mnie niespiesznie wydając mi resztę i powiedział: a śpieszy się Pani?
Nie- uśmiechnęłam się zaginając jedno ucho i wzięłam pod pachę dmuchanego Johne’go.
Wysiadając zerknęłam na mężczyznę ponownie i zapytałam, czy ma żonę. -Niestety…
I wówczas zdałam sobie sprawę, że …czasami ludzie są ze sobą, bo są.

Czasami myślimy, że mamy tylko dwie drogi. Dwa wyjścia. A życie czasami samo nam podsuwa inne decyzje, kieruje nas na inne drogi. I zawsze są one dobre, jeżeli patrzymy na znaki, drogowskazy. Jeżeli czujemy, że nie wchodzimy w konflikt z samym sobą.

Podobno małżeństwo ma coś wspólnego z miłością-powiedział Matthew.
Ciekawa myśl- odpowiada Charles…
Ja wierzę, że miłość jest jego esencją. I bez znaczenia, czy ta esencja jest kawą, herbatą, czy solą.

Ślub czasami nas omija, ale śmierć czeka na każdego. To, że nie wyjdziemy za mąż wcale nie oznacza, że w naszym życiu nie będzie..tego czegoś, albo kogoś.

To, że nie macie przy sobie fizycznie, materialnie swojej gwiazdy, wcale nie oznacza, że jej nie macie. Macie! A gdy tak myślicie…
To przeważnie to się staje. Spotykacie kogoś. Czujecie, że jest trzęsienie ziemi. Serce wali wam, jak dzwon, a po kilku miesiącach bije ten dzwon w kościele.

Kurcze…a teraz tak sobie pomyślałam, co będzie ze mną? A jeżeli czekał na mnie tylko jeden pierścionek, który zdjęłam… Co będzie, jeżeli już żaden mężczyzna poddańczo nie powie: klękam przed tobą, bo chcę żebyś została Ewo moją żoną? Czy moje życie będzie wtedy mniej warte? Czy będę niepełna, niekompletna bez Niego przy boku?
Kompletnie nie wiem…Aczkolwiek wiem jedno, że wszystko, co najpiękniejsze jest niezaaranżowane. Zdarza się tak po prostu i niespodziewanie. Cieszmy się, zatem na te wszystkie nasze pytania bez odpowiedzi. Na te wszystkie podróże, które nie są przez nas zaplanowane.

-THE END-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz